A+ A-
    Wydawnictwo Oficyna

    Wstawki

     

    Strona główna
    Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik MuzycznyPiosenki Artykuły Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
    Poprzednia

    Wstawka numer 99

    Następna

    Koszalin, 25. sierpnia Roku Pańskiego 2020.

     

    Jantarowa Calisia

     

    Co ja tu znowu nazmyślam? Wszak wiadomo, że wszystko, co tu napiszę, to ewidentne zmy­ślenia. Bajki, bujdy i łgarstwa. Wszak opieram się na faktach, a te zawsze dają takie wyniki. I tak trudno tu uniknąć osobistego tonu. Stary i znacznie przedniemiecki gród, czyli miasto Calisia, jak pi­sali jego nazwę Rzymianie, istniał z uwagi na Bursztynowy Szlak. I to jedno z wielu świadectw, że miasta w Polsce nie potrzebują się powoływać na wysoce niestosowną lokację na prawie niemiec­kim.

     

    Jak można ulokować coś, co istnieje od wieków. A sam Rzym jak powstał. Liczy się jego po­wstanie tak, jak być powinno, od dnia założenia miasta – a ściślej od dnia zaorania jego granic. A nie tak jak u nas, gdy Szwabisko przyszło i nadało prawa miejskie miastu, które istniało wieki, nagle to miasto zaistniało w świadomości ciemnoty lokalnej – czyli w mózgach legislatorów i wykonawców legislacji. A z tą Calisią sprawa jest dziwna i wyjątkowo smutna. Nie pośmiejesz się, drogi czytelniku, chyba, że spełnimy groźbę w nich zawartą z autorem tych słów: „Historia upadku tego zakładu ma kilka absurdalnych szczegółów, o których można by godzinami gadać i dobrą książkę napisać...”. O upadku tego zakładu opowiadał mi pewien dziennikarz z miasta Calisia, co my jako niedouczone ciemniaki piszemy jako Kalisz, bo wiadomo, co Rzymianin napisał, to święte a my nie umiemy my­śleć, choć sami sobie wymyśliliśmy tę nazwę a Rzymianin tylko ją naśladował swym nieudolnym al­fabetem bez naszej, polskiej diakrytyki. Tak, ale to my jesteśmy ciemni, bo tak chce Europa.

     

    A jaki to upadł zakład? Zakładów w Polsce było dużo. Wiadomo, wszyscy tu się o coś zakła­dają i sławne „Kaktus mi tu na dłoni wyrośnie, jeśli...” - słychać na każdym rogu. Zatem każdy z nas w Polsce to hodowca kaktusów. A przynajmniej połowa – ta gorsza – która przegrała zakład. Nie je­stem mocny z biologii. Mnie bardziej podobają się niektóre chwasty niż rośliny tak zwane ozdobne, które często są chwastami z dalekich krajów. Chwasty mamy swoje własne, tak samo jak nie potrze­bujemy tabunów wiecznie pijanych Ukraińców, którzy najechali Polskę z odwiecznej przyjaźni mię­dzy naszymi krajami, choć było nie było, żadne państwo o nazwie Ukraina nigdy nie istniało dłużej niż kilka lat. Pijaków mamy dosyć swoich własnych. Odbiegamy jednak od tematu tego zakładu. Co to był za zakład i o co? Zakład produkował pianina i fortepiany. Był już prawie legendą. Na koniec został jeden biały fortepian i puste budynki, jak to u nas. Umiemy niszczyć swój kraj jak nikt inny. W tym pobiliśmy już nawet Ukraińców.

     

    Kto to robił? Kto uprawiał obiecanki cacanki, aby zbałamucić prostych ludzi, którzy znali się na drewnie, mechanizmach i lakierach – z których w ostateczności powstawał sprzęt do uprawiania muzyki? Muzyka to granie, ale zauważmy, że w języku polskim nie ma odpowiednika na słowo in­strument muzyczny. Czyli właściwie dwa słowa. O tym może kiedyś coś napiszę, bo dzisiaj mam mało miejsca na tekst a temat zakładu produkującego fortepiany jakoś się tak rozpadł w gadaninie. Nie napiszę o firmie produkującej kiedyś sprzęt elektroniczny, wielkim koncernie z Polski, który skarlał do tego stopnia, że sprzedał nazwę tego zakładu od fortepianów Chińczykom. Tak, oczywi­ście, to skutki normalnej globalizacji. I na koniec dowiemy się, że uratują ten zakład Ukraińcy, któ­rych przywiezie tu jakiś handlarz niewolników i wszyscy legitymujący się w dokumentach w rubry­ce zawód wpisem „traktorzysta”. Fortepiany wyprodukowane w tym nowym – uratowanym – zakła­dzie będą miały wielkie gumowe koła i posłużą do orania tajgi za Uralem.

     

    Już wiecie, jaki związek mają fortepiany z Polską Ziemią? Niemcy, którzy umieją niszczyć konkurencję, zniszczyli zakład w bardzo przedniemieckiej i nawet przedgermańskiej Calisi, także zie­mię chcą tu zniszczyć, tak samo jak zniszczyli ją u siebie, sypiąc chemię tonami na hektar rocznie. Zatrudnią teraz do tego parobków z Ukrainy, bo od 1-go maja 2021 roku będą mogli nabyć tyle zie­mi, ile ich brak duszy zapragnie. A szczególnie brak słowiańskiej duszy. Usłużne związki zawodowe rolników już przygotowały ustawy o tak zwanym pomocniku rolnika, czyli czytajmy po polsku – pa­robku z Ukrainy – który będzie mógł tu być po ludzku traktowany, bo przecież wredni polscy nacjo­naliści tak źle ich zawsze traktowali. A Niemiec będzie właścicielem Polskiej Ziemi.

     

    Z Bogiem.

     

     

    Andrzej Marek Hendzel

    Jantarowa Calisia pdf - 38 KB

     

    Do góry